sobota, 14 marca 2020

Prolog

Emily 


Było już długo po dziewiątej wieczorem, kiedy weszłam do obskurnego baru na obrzeżach Seattle. Byłam stanowczo zbyt daleko od domu, ale w obecnej chwili nie miałam nawet głowy do wymyślenia bajeczki, jaką mogłabym wcisnąć rodzicom, kiedy do mnie zadzwonią, by zapytać gdzie przepadłam.
Ten dzień nie tak miał wyglądać. Miało być dobrze. Miałam pójść do szkoły, potem za zajęcia z tańca, a potem wrócić do domu, żeby razem z rodziną zagrać w Monopoly jak każdego piątkowego wieczoru, a tym czasem byłam w barze, w którym śmierdziało alkoholem, papierosami i padliną.
Niepewnie poprawiłam torbę na moim ramieniu, a potem weszłam w głąb lokalu. Usiadłam na wysokim krześle przy długim kontuarze i rzuciłam torebkę pod nogi.
- Co dla ciebie? – zapytał wysoki chłopak ubrany na czarno.
- Poproszę colę – mruknęłam od niechcenia, a on przytaknął i po chwili podał mi literatkę z gazowanym napojem.
Nie miałam nawet ochoty na tę nieszczęsną coca colę. Chciałam zapaść się pod ziemię ze wstydu i upokorzenia, jakiego dziś doświadczyłam.
Mieszałam bez celu różową słomką w szklance i rozważałam opcję ucieczki do Nowego Jorku, kiedy ktoś się do mnie dosiadł. Nie zwracałam na to nawet najmniejszej uwagi do czasu, kiedy nie poczułam czyjejś dłoni na moim udzie. Przeniosłam wzrok na osobę po mojej lewej stronie.
Przede mną siedział przystojny chłopak o ciemnobrązowych włosach. Miał czekoladowe tęczówki, wyraźne kości policzkowe, oliwkową karnację oraz duże dłonie. Był ubrany w czarny t-shirt, skórzaną kurtkę oraz czarne spodnie, które ciasno opinały jego chude i długie nogi. Patrzył na mnie i przygryzał dolną wargę.
- Sądzę, że powinnaś napić się czegoś mocniejszego – powiedział, a jego głos był nie tylko niski, ale naprawdę przyjemny dla ucha.
- Mam szesnaście lat – wyznałam. – Nie sądzę, żeby ktoś sprzedał mi alkohol.
- Dobrze, że masz mnie – zaśmiał się pod nosem, a potem zawołał ruchem ręki barmana. – Sean, daj nam dwa razy podwójną whisky. – Blondyn zmierzył mnie tylko spojrzeniem, ale szybko zajął się przygotowaniem napoi, które po chwili postawił przed nami. – Przy okazji, jestem Gabe – powiedział, kiedy przekładał moją słomkę do szklaneczki z bursztynową cieczą.
- Emily.
- Dlaczego jesteś smutna, Emily? – zapytał znowu męcząc swoją dolną wargę.
- Na pewno masz lepsze zajęcia do roboty, niż słuchanie zwierzeń durnej małolaty – prychnęłam pod nosem, czym wywołałam u niego śmiech.
- Poczujesz się lepiej, jeśli mi powiesz – zachęcał popijając swojego drinka. – Napij się, maluchu. – Podsunął szklankę bardziej w moją stronę i kiwnął głową, żebym spróbowała, dlatego uległam i posmakowałam.
Nigdy nie miałam w ustach alkoholu. I szczerze powiedziawszy, to wiele nie traciłam, bo to whisky było paskudne. Ostre i drażniło moje gardło. Jak tata może pić takie obrzydlistwo?
- Później smak jest już lepszy – oznajmił Gabe i wziął kolejnego sporego łyka. – Zaufaj mi. – I z nieznanych mi przyczyn zrobiłam to. Spełniłam jego polecenie i wypiłam do dna krzywiąc się przy tym nieraz. – Sean, potrzebujemy jeszcze trochę – zawołał do barmana – ale tym razem zostaw nam całą butelkę.
________________________________
Mam nadzieję, że ten pseudo prolog, w jakimś stopniu wam się spodoba :3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz