Emily
Było już długo po
dziewiątej wieczorem, kiedy weszłam do obskurnego baru na obrzeżach
Seattle. Byłam stanowczo zbyt daleko od domu, ale w obecnej chwili nie
miałam nawet głowy do wymyślenia bajeczki, jaką mogłabym wcisnąć
rodzicom, kiedy do mnie zadzwonią, by zapytać gdzie przepadłam.
Ten dzień nie tak miał
wyglądać. Miało być dobrze. Miałam pójść do szkoły, potem za zajęcia z
tańca, a potem wrócić do domu, żeby razem z rodziną zagrać w Monopoly
jak każdego piątkowego wieczoru, a tym czasem byłam w barze, w którym
śmierdziało alkoholem, papierosami i padliną.
Niepewnie poprawiłam
torbę na moim ramieniu, a potem weszłam w głąb lokalu. Usiadłam na
wysokim krześle przy długim kontuarze i rzuciłam torebkę pod nogi.
- Co dla ciebie? – zapytał wysoki chłopak ubrany na czarno.
- Poproszę colę – mruknęłam od niechcenia, a on przytaknął i po chwili podał mi literatkę z gazowanym napojem.
Nie miałam nawet ochoty
na tę nieszczęsną coca colę. Chciałam zapaść się pod ziemię ze wstydu i
upokorzenia, jakiego dziś doświadczyłam.
Mieszałam bez celu
różową słomką w szklance i rozważałam opcję ucieczki do Nowego Jorku,
kiedy ktoś się do mnie dosiadł. Nie zwracałam na to nawet najmniejszej
uwagi do czasu, kiedy nie poczułam czyjejś dłoni na moim udzie.
Przeniosłam wzrok na osobę po mojej lewej stronie.
Przede mną siedział
przystojny chłopak o ciemnobrązowych włosach. Miał czekoladowe tęczówki,
wyraźne kości policzkowe, oliwkową karnację oraz duże dłonie. Był
ubrany w czarny t-shirt, skórzaną kurtkę oraz czarne spodnie, które
ciasno opinały jego chude i długie nogi. Patrzył na mnie i przygryzał
dolną wargę.
- Sądzę, że powinnaś
napić się czegoś mocniejszego – powiedział, a jego głos był nie tylko
niski, ale naprawdę przyjemny dla ucha.
- Mam szesnaście lat – wyznałam. – Nie sądzę, żeby ktoś sprzedał mi alkohol.
- Dobrze, że masz mnie –
zaśmiał się pod nosem, a potem zawołał ruchem ręki barmana. – Sean, daj
nam dwa razy podwójną whisky. – Blondyn zmierzył mnie tylko
spojrzeniem, ale szybko zajął się przygotowaniem napoi, które po chwili
postawił przed nami. – Przy okazji, jestem Gabe – powiedział, kiedy
przekładał moją słomkę do szklaneczki z bursztynową cieczą.
- Emily.
- Dlaczego jesteś smutna, Emily? – zapytał znowu męcząc swoją dolną wargę.
- Na pewno masz lepsze
zajęcia do roboty, niż słuchanie zwierzeń durnej małolaty – prychnęłam
pod nosem, czym wywołałam u niego śmiech.
- Poczujesz się lepiej,
jeśli mi powiesz – zachęcał popijając swojego drinka. – Napij się,
maluchu. – Podsunął szklankę bardziej w moją stronę i kiwnął głową,
żebym spróbowała, dlatego uległam i posmakowałam.
Nigdy nie miałam w
ustach alkoholu. I szczerze powiedziawszy, to wiele nie traciłam, bo to
whisky było paskudne. Ostre i drażniło moje gardło. Jak tata może pić
takie obrzydlistwo?
- Później smak jest już
lepszy – oznajmił Gabe i wziął kolejnego sporego łyka. – Zaufaj mi. – I z
nieznanych mi przyczyn zrobiłam to. Spełniłam jego polecenie i wypiłam
do dna krzywiąc się przy tym nieraz. – Sean, potrzebujemy jeszcze trochę
– zawołał do barmana – ale tym razem zostaw nam całą butelkę.________________________________
Mam nadzieję, że ten pseudo prolog, w jakimś stopniu wam się spodoba :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz